hlukaszuk pisze:Nie mam pojęcia jak mogłam tego nie wyłapać. Będą to powtarzać. Przyjrzę się. Tylko jaki motyw przyświecał sprawcy? Zwykły eksperyment?
Odsyłam do mojego spoilerka

[spoiler]Odnośnie zainfekowania Hallowaya dodałabym, że David nie tylko miał podać próbkę innemu człowiekowi, żeby sprawdzić co się stanie, ale jego wybór absolutnie nie był przypadkowy. To Halloway najczęściej z lekceważeniem przypominał mu, że nie jest istotą ludzką i w jakiś sposób myślę, że David wybrał go jako swoją mysz doświadczalną, pomimo tego, że przecież jest robotem, a uczucie złości powinno mu być obce, prawda?[/spoiler]
Co do Bonda, to mi aktor cudownie wręcz podpasował. Lubię to, że jest przystojny w nieoczywisty sposób, męski.

Zgadzam się, że Casino Royale jest najlepszą część. Zarówno fabularnie na najwyższym poziomie, cały czas akcja oraz cudowna Eva Green jako dziewczyna Bonda. Nie jako dama do uwieszenia na ramieniu, ale ktoś o wiele więcej. Dwójka również bardzo mi się podobała. Trzecia część jest najgorsza fabularnie. Nie ma tam niemal żadnego większego zaskoczenia, jakiejś skomplikowanej zagwozdki. Taka trochę sztampowa historia. Za to Bond jako starzejący się agent przedstawiony świetnie. Podobało mi się, ale było za spokojnie.
EDIT
GRAWITACJA, 2013
Gatunek: Dramat, Sci-fi (nie wiem, gdzie to science fiction niby jest)
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Premiera: 11.10.2013 (Polska), 28.08.2013 (świat)
Reżyseria: Alfonso Cuaron
Scenariusz: Jonas Charon, Alfonso Charon
Opis: Dwoje astronautów (Sandra Bullock, George Clooney) szuka sposobu przetrwania, kiedy ich stacja zostaje prawie całkowicie zniszczona przez szczątki satelity.
Moja opinia: Powyższy opis bardzo dobrze oddaje nawet nie zarys, ale całą fabułę tego filmu. Nie uświadczysz w nim skomplikowanej sieci intryg, błyskotliwych dialogów czy też wybitnych kreacji postaci. Nie o to w tym filmie chodzi. W zasadzie można powiedzieć, że jest on bardzo prosty w swej konstrukcji. W kosmosie przydarza się katastrofa, członkowie ekspedycji próbują przeżyć. I to będziecie oglądać przez półtorej godziny – próbę przetrwania w niesamowitym i przerażającym miejscu, jakim jest kosmos.
Opinie o tym filmie są bardzo skrajne, od piań zachwyconych widzów po nazywanie go przereklamowanym - jeśli chodzi o efekty specjalne – dnem, w którym nic się nie dzieje, szitem, który nie ma głębi i w ogóle jest bez sensu (WTF?). Nikt nie sprecyzował, o jaką głębię miałoby chodzić. Jasne, jest prosty, ma wszystkie te cechy, które widz poszukujący inteligentnego scenariusza, a o których wspomniałam wyżej, będzie uważał za wady. Czy można ukazać walkę o utrzymanie siebie przy życiu bez jakichkolwiek innych aspektów (typu wpływ polityki międzynarodowej, wzajemne, skomplikowane interakcje bohaterów, zgłębienie psychiki postaci, spiski, konszachty, zamachy – rozumiecie, całą tę otoczkę) jako głęboką? W mojej opinii jak najbardziej.
O bohaterach nie dowiadujemy się jakoś szalenie dużo, ale aktorom i tak udało spełnić się w swoich rolach doskonale. Clooney [spoiler]pomimo bardzo krótkiego czasu filmowego[/spoiler] świetnie zagrał doświadczonego astronautę, Matta Kowalskiego, który z godnym podziwu spokojem i pogodą ducha zachowuje zdolność do trzeźwego osądu sytuacji, bez względu na warunki. Nie ukrywam, że bliżej mi było jednak do postaci granej przez Sandrę Bullock, dr Ryan Stone. Może dlatego, że pomimo przebytego treningu, w sytuacji kryzysowej dawał o sobie znać jej brak intuicji – wrodzonej czy nabytej przez doświadczenie – do zachowania się w kosmosie. Poradziła sobie świetnie, ale z tej dwójki, jako laikowi, wiadomo, że łatwiej było mi się utożsamić ze Stone. Bullock jest bardzo naturalną aktorką. Poprzez kilka niedługich dialogów i monologów oraz, głównie, poprzez grę ciałem i mimiką twarzy doskonale pokazała całą gamę emocji osoby walczącej w tak trudnych warunkach – od paniki po rozpacz aż do niezłomnej determinacji.
Trzeba powiedzieć otwarcie, że Grawitacja mocno bazuje właśnie na emocjach. Jedna z pierwszych scen po deszczu odłamków, Ryan zostaje odłączona od stacji i zaczyna dryfować w kosmosie – pierwsze kilkanaście minut filmu, a ja już zostałam wessana w akcję, wciągnęłam się w ten film, a uczucie napięcia opuściło mnie dopiero po ukazaniu się napisów końcowych. Wyobraźcie sobie taką sytuację – dryfujesz sama w kosmosie, bez wsparcia silnikowego, aby pokierować swoim kursem, tracisz z oczu innych uczestników misji, wpadasz w panikę, a przyspieszony oddech zabiera ci cenne zapasy tlenu. Zgroza. Ja potrafię zobrazować to sobie bardzo dobrze, ponieważ kiedy myślę o wyprawie w kosmos i niebezpieczeństwach z tym związanych, jest to pierwsza rzecz, którą widzę w głowie.
Przejdźmy do tematu efektów specjalnych, bo nie da się o tym filmie mówić bez podjęcia tej kwestii. Widywałam komentarze, typu, co takiego niezwykłego jest w tym, co pokazali w Grawitacji? Lepsze rzeczy osiągają specjaliści w tych czasach. No właśnie, cóż może być w tym niezwykłego. Tylko Ziemia pokazana z perspektywy osoby przebywającej w kosmosie, tylko wspaniała gra światła i odcieni, kiedy Słońce pokazuje się po jednej stronie planety, tylko doskonale dopracowane szczegóły, które cieszą oko. Dodajmy do tego ścieżkę dźwiękową, którą bardzo często w filmie odgrywa… cisza. I sprawdza się znakomicie. W innych, bardziej dramatycznych momentach za podkład służą świetnie współgrające z obrazem utwory, niektóre takie hollywoodzkie, dość efekciarskie, ale całość daje naprawdę chwytający za serce efekt.
Jako, że jestem laikiem do kwadratu, to nie denerwowały mnie różne występujące tu nieścisłości, typu nieunoszące się włosy czy spowalnianie obrotu wokół własnej osi podczas dryfowania. Nie wiem, nie znam się, przeczytałam kilka opinii znawców z ciekawością i sporo osób przyznało, że starano się w filmie zachować pewną realistyczność, ale nie udało się uniknąć potknięć.
Rozumiem różnorodność opinii o Grawitacji. Ja wyszłam z seansu w stanie uniesienia, a mój mąż był po prostu zadowolony z filmu. Myślę, że podeszłam do całości bardzo emocjonalnie, chłonęłam każde piękne ujęcie oraz kibicowałam bohaterom w ich walce. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak silnie dopingowałam postaci filmowej. Zakończenie, ponownie, w stylu hollywoodzkim, ale spokojnie można je przełknąć. [spoiler]Mogliby już sobie darować to, że Ryan wstaje i człapie w dal, rozumiemy, kobieta walczy teraz do samego końca, ale serio, niechby już leżała szczęśliwa na tym piasku i by wystarczyło.[/spoiler]
Polecam jak cholera.
The problem with reading a good book is that you want to finish the book, but you don't want to finish the book.