Przeczytałam sobie ostatnio "Rodowy sztylet", po czym z rozpędu "Zaręczynowy sztylet" też wciągnęłam. Ponieważ jestem sobie właśnie chora do stopnia uniemożliwiającego pracę i inne czasochłonne zajęcia, nikt (w tym sumienie pracoholika) nie czepia się, że se tak leżę i kwiczę nad lekturą. Jedynie starsza latorośl co jakiś czas zagląda z podejrzliwym wyrazem pyska i rzuca w czasoprzestrzeń, celując gdzieś w wezgłowie łóżka, na którym mało wdzięcznie, za to szalenie pociągająco zaległam: "Ty naprawdę jesteś dziwna/psychiczna/inna". A następnie domaga się upierdliwie: "I z czego tak się śmiejesz?"
I weź jej wytłumacz... że matka się zakochała. W dodatku w elfie.
Albowiem przyznaję się: Daezael jest boski. Upłakałam się przez niego ze śmiechu. Nieodmiennie wprawiał mnie we wspaniały nastrój. Osiągnął arcymistrzowski stopień w zakresie malkontenctwa, manipulanctwa, złośliwości, wredności stosowanej ze znawstwem i wirtuozerią wręcz niespotykaną. Będąc przy tym uzdrowicielem wysokiej klasy - och, ta empatia. Kocham go i nie przestanę. Chcę trzeci tom.
Proszę kupować knigi Aleksandry Rudej, coby je szybciej wydawali w Polsze.
Ogólnie rzecz ujmując, "Rodowy sztylet" ujął mnie znacznie bardziej niż cykl przygód Oli Lachy i Otta. Jest przezabawny, ale też zawiera wybuchową mieszankę postaci, która sama prowokuje sytuacje tragikomiczne. Wiem, że to oklepany zwrot, ale naprawdę trudno o bardziej niedopasowaną ekipę. Same indywidualności i prawie wszystkie z przeszłością. To taka typowa opowieść drogi, z typowym międzyrasowym zestawem bohaterów, w celu typowego (oczywiście) ratowania ładu i porządku. Mamy elfa-uzdrowiciela (

), trola-zabijakę, krasnoluda-konstruktora, zakochaną wojowniczkę, stoickiego dowódcę wysokiego rodu, i dobrze wychowaną magiczkę. Brzmi znajomo prawda? Ale te osobowości są naprawdę świetnie skonstruowane - nic dodać, nic ująć. Dzięki temu czytelnik nie ma poczucia wtórności. Ich wzajemne relacje i osobiste problemy czy tajemnice są motorem tej historii. Niestety intryga nie wyjaśnia się w pierwszym tomie, zostawiając czytelnika z dużym pragnieniem na więcej. Mam wrażenie, a nawet pewność, że podobnie jak w serii o Wolsze, wszystkie trzy tomy stanowią dogłębnie przemyślaną całość i dopiero ostatni objawi nam rozwiązanie. Tyle że Aleksandra Ruda nawet nie dała swoim fanom tego złudzenia, że wraz z zakończniem tomu, coś się wyjaśnia. Nic się nie wyjaśnia! To bestialstwo ze strony autorki! Szalenie mi się to podoba

Być może mój dzieć ma rację i jestem psychiczna.
Czytajcie, czytajcie. Murowany relaks i dobra zabawa, a także pragnienie na więcej.