
Tytuł: Cinder
Autor: Marissa Meyer
Tytuł oryginału: Cinder
Cykl: Saga Księżycowa
Tom: 1
Tłumaczenie: Dorota Konowrocka
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data wydania: 17 października 2012
ISBN: 9788323753056
Liczba stron: 440
Opis:
Saga przyszłości ma swój początek dawno, dawno temu…
Cinder mieszka w hałaśliwym Nowym Pekinie, zdziesiątkowanym przez zarazę. Jako dziewczyna cyborg o tajemniczej przeszłości jest obywatelką drugiej kategorii. Lecz kiedy na jej drodze staje przystojny książę Kai, Cinder nagle znajduje się w epicentrum międzygalaktycznej walki z bezlitosną królową Luny. Rozdarta między obowiązkiem a wolnością, wiernością a zdradą, musi wyjawić sekrety swojej przeszłości, aby ochronić przyszłość...
Komentarz:
Marissa Meyer. Meyer – to nazwisko już samo w sobie odrzuca. Ale nie otrzymujemy tak idiotycznej książki jak „Zmierzch”, wcale a wcale. "Cinder" jest naprawdę super! Książkę zaczęłam wczoraj, a dziś już ją skończyłam – to coś znaczy. Trudno mi było się do niej oderwać, mało brakowało, a czytałabym ją do późnej nocy/wczesnego ranka.
Wszyscy, albo chociaż większość, zna historię, chociaż zarys fabuły, Kopciuszka. Autorka wykorzystała ją w swojej powieści, ale przy tym bardzo ją zmieniła. Można tu odnaleźć akurat tyle elementów oryginalnej baśni, by skojarzyć i rozpoznać Kopciuszka (imię też jest pomocne: Cinder, czyli skrócone Cinderella, oznaczające Kopciuszek), ale przy tym zmieniła tyle, że nie czuje się, jakby czytało się tę samą historię. Przyznam bez bicia, lubię tę bajkę, mam do niej sentyment i z chęcią oglądam adaptacje i czytam powieści napisane z wykorzystaniem wątków baśni. Z pewnością fakt ten dodaje książce w moich oczach klika punków, a przynajmniej oznacza, że książka podobałaby mi się mniej, gdyby ta inspiracja Kopciuszkiem nie była wystarczająco widoczna (chyba większość nie zrozumie różnicy między tym, co napisałam w tym zdaniu, ale nie jestem chyba w stanie tego krótko i zrozumiale wyjaśnić). Wtedy, gdyby ta inspiracja nie była widoczna, uznałabym pewnie, że książka jest schematyczna, ale jeśli już jest ona podkreślona i określona, uważam, że książka jest świetna – dziwne, prawda? Dobra, zaczynam bredzić i się powtarzać. Tak czy inaczej pomysł z wykorzystaniem baśni szalenie mi się podoba, tym bardziej, że nie ma tam wcale aż tak dużo samej baśni. Realia są nieco inne, bohaterka jest zupełnie kimś innym (prawie). Powiem tak, „Cinder” jest cholernie przewidywalna w pewnych aspektach, ale, kurka, zupełnie mi to nie przeszkadzało. (Uwaga, delikatne spoilery do końca akapitu.) O tym, kim będzie ON wiedziałam już po paru stronach, a tego, kim okaże się Ona, domyśliłam się już po kilkudziesięciu (w sumie trzeba by być chyba kompletnym idiotą, by nie poskładać tak ładnie podanych na tacy informacji). Mimo tych wszystkich pewników, byłam zainteresowana. A sprawa, która nawet przed sięgnięciem po książkę uważana była przeze mnie za najbardziej pewną i tylko czekałam, żeby się dowiedzieć, jak autorka chce do tego doprowadzić, wyczekując (!) tego momentu, gdyż bohaterka tak sobie po drodze nagrabiła i z każdą chwilą problem narastał, i będąc niemal pewną, że wszystko zostanie ślicznie, pięknie rozwiązane… Autorka mnie zaskoczyła. Fakt, który brałam za coś, czego autorka nie mogłaby odpuścić… Jeszcze nie ten tom, jak widać. Przez to cholerne zakończenie muszę teraz jak najszybciej dorwać Scarlet!
Bardzo podobał mi się pomysł na bohaterkę. W dodatku była do rzeczy, naprawdę całkiem w porządku, nie była kretynką, twardo stąpała po ziemi, nie czekała na, och, ach, księcia. Była… nowoczesna. Teraz już żadna (no może prawie) panienka (a przynajmniej te 15+, mam nadzieję) nie czeka na księcia na białym koniu, który gdy tylko na nią spojrzy, od razu się zakocha. Większość nie oczekuje takich gruszek na wierzbie. I taka jest też Cinder, nie rozmarza się o tym, co by było gdyby. Denerwują mnie te zwiewne mimozy, czekające na ratunek, a bohaterka, Cinder, nie jest taka. Nie jest też, warto zauważyć, herosem, który obroni siebie i innych. Jest wyważona. Jak na mój gust mogłaby być nieco mniej naiwna, spontaniczna i nieprzewidywalna, a dokładniej kierować się nieco większa kalkulacją, ale, kurka, to nastolatka, nie będę wymagać od niej za wiele. Jestem w jakimś stopniu zdolna wczuć się w jej położenie i zrozumieć motywacje działań. Cinder nie jest głupia. W dodatku jest mechanikiem i od razu skojarzyła mi się z Mercy, ma nawet w pewnym stopniu podobny charakter.
Pomysł na Lunarów, na całą ich społeczność, na wpływ na Ziemię, na ich dary i ogólną tajemnicę, jaką jest ten naród wśród Ziemian, na królową Levanę, jej charakter. Wszystko, dosłownie wszystko składa się całość. Gdy zaczęłam czytać, widziałam kilka dziwnych zachowań, które nie miały dla mnie znaczenia i po chwili o ich zapomniałam, ale potem, na koniec już, zaczęły mi się przypomniał, gdyż czytałam ich uzasadnienia. Gdy czytałam o tych działaniach, nie czułam, by były istotne (w większości), ale potem nagle wszystko nabierało sensu – dlaczego bohater to czy tamto powiedział, dlaczego działał w ten czy inny sposób, dlaczego wystąpił taki czy inny komentarz. I to jest super, nie zawsze zdarza się tak dopracowana książka, która rzuca informacje tak delikatnie, że nie udaje mi się już od razu zakwalifikować ich jako istotne.
Szkoda tylko, że pojawiło się trochę błędów logicznych, ale poza tym, że je zauważyłam, nie przejęłam się nimi, nie zepsuły mi czytelniczej przyjemności. Najbardziej utkwił mi w pamięci błąd z wirusem – jeśli trafi on do organizmu, nie można stwierdzić tego natychmiast. Badanie krwi nie wykaże wtedy żadnego zakażenia. Wirus musi się namnożyć, by można było stwierdzić jego obecność, muszą się chyba nawet pojawić konkretne przeciwciała, a na to też trzeba czasu. A roboty nadzorujące chorych jakoś nie zwracały uwagi na takie szczegół, teraz jesteś zdrowa, możesz iść (nieważne, że 2 minuty temu miałaś kontakt z osobą chorą). Tyle przynajmniej przypominam sobie z biologii, a także źródeł pozaszkolnych. Poza tym zadziwiała mnie łatwość, z jaką Cinder wchodziła i wychodziła z placówki, w której przeprowadzana była kwarantanna. Mam to przypisywać działaniu pewnych, ekhm, umiejętności?
Wyrażę jeszcze mój zachwyt nad okładką, która łączy historię Kopciuszka i Cinder w jedno, ale głownie zachwycona jestem sposobem jej zrobienia – to lalka, na zdjęciu jest ruchoma lalka w sukience z cekinów i kryształków, z jakich moja siostra czasem robi sobie naszyjniki czy bransoletki. W dodatku ten kontrast czerni na wierzchu i czerwieni po drugiej stronie okładki. Mrrrr.
Podsumowując, polecam, naprawdę z ręką na sercu.

