[txt] Neria - Zbiór zlepek różnorakich
: 14 wrz 2012, 20:56
To co tu wrzucam, wrzucam w niezmienionej formie, jak znalazłam, tak dostajecie. Są to niedokończone opowieści, które kiedyś próbowałam pisać. Może kogoś natchną~
Endżoj.
Six.
- Czynności życiowe: w normie. Reagowanie na bodźce: ponadprzeciętne. Budowa ciała: w pełni wykształcona. Mózg: w pełni wykształcony.
- Świetnie. Odpompować.
- Odpompowanie.
- To nasze arcydzieło, Frank.
- Wiem. Będzie idealna. Tego oczekiwali.
- Odpompowanie zakończone.
- Jest w dalszym ciągu w stanie hibernacji?
- Potwierdzam.
- Świetnie. Obudzimy ją jutro.
***
Dreszcz który przeszedł po moim całym ciele, obudził mnie. Słyszałam działanie jakiejś aparatury, szum płynu w którym się znajdowałam. Byłam cała połączona z jakimiś rurkami, które bardzo mnie denerwowały. Zwłaszcza ta wepchnięta głęboko do mojego gardła. Moją uwagę od niedogodności odciągnęły głosy.
- Czynności życiowe: w normie. Reagowanie na bodźce: ponadprzeciętne. Budowa ciała: w pełni wykształcona. Mózg: w pełni wykształcony. – mówił automatyczny głos, zapewne komputera. Powtórzył parę razy te informacje i zorientowałam się, że to o mnie mowa. Świetnie, pomyślałam z ironią, jestem w pełni wykształcona.
- Świetnie. Odpompować. – rozkazał komputerowi głos jakiegoś mężczyzny.
- Odpompowanie. – potwierdził głos komputera. Poczułam jak coś w miejscu gdzie się znajdowałam, zaczyna ssać, a ja powoli obniżałam się.
- To nasze arcydzieło, Frank. – usłyszałam trzeci głos, jeszcze innego mężczyzny.
- Wiem. Będzie idealna. Tego oczekiwali. – odpowiedział pierwszy. Nastała krótka cisza, w czasie której zdążyłam osiąść na jakiejś płaskiej powierzchni.
- Odpompowanie zakończone. – poinformował komputer
- Jest w dalszym ciągu w stanie hibernacji? – zapytał drugi mężczyzna.
- Potwierdzam. – usłyszałam znów mechaniczny głos komputera. W myślach wybuchnę łam gromkim śmiechem. Też mi technologia, nawet nie zauważyli że się obudziłam, pomyślałam. Na wszelki wypadek nie zareagowałam w żaden sposób, bezpieczniej było na razie udawać, że mają rację.
- Świetnie. Obudzimy ją jutro. – postanowił drugi mężczyzna. Usłyszałam kroki, rozsuwanie i zasuwanie drzwi. Ciężkich drzwi. W pomieszczeniu zapadła cisza (nie licząc pracy komputera i innych sprzętów), zauważyłam, że światło przygasło. Otworzyłam oczy. To był błąd, poczułam ostry ból głowy, zamknęłam je i ponownie otworzyłam, tym razem sporo wolniej. Przede mną była przezroczysta szyba, a za nią sufit, biały, pomalowany równą warstwą farby. Zaczęłam badać miejsce w którym się znajduję. Było to małe, robione na wymiar, szklane pudełko, które kojarzyło mi się z trumną. Lekko się uniosłam na łokciach, gdy zdałam sobie sprawę, że dalej w gardle mam wielką, plastikową rurę. Czując, jak wszystko w żołądku mi się buntuje, szybko ją wyciągnęłam. Dopiero w tedy się rozejrzałam. Duże, ogromne laboratorium, z mnóstwem aparatury i różnych dziwnych rzeczy o których pojęcia nie miałam. Położyłam się na plecach i próbowałam ruszyć szybę naprzeciw mnie. Nie miała żadnych luk, żadnego miejsca, które wskazywało by, gdzie to dziadostwo się otwiera. Nic. Zirytowana kopnęłam kolanem w szybę. Wyobraźcie sobie moje niezmierne zdziwienie, gdy szyba pękła i zasypała mnie masą odłamków. Zawył alarm. Wystraszyłam się, wyskoczyłam z pudła i pognałam do jedynych drzwi jakie widziałam. Otworzyły się. W myślach nabijałam się z głupoty ludzi. Znalazłam się w jakimś korytarzu, długim, jakby bezkońca. Na podłodze było coś na wzór taśmy, która w chwili obecnej się przemieszczała w moim kierunku. Popatrzałam na to z frustracją, gdy intuicja mówiła mi, że absolutnie najgłupszym pomysłem było by wskoczenie na tą taśmę. Wróciłam do laboratorium. Rozejrzałam się dokładnie, chwyciłam jakiś kitel (w końcu nie będę biegać naga, nie?) i jeszcze raz się rozejrzałam. Nic. KURWA. Nie miałam jak stąd wyjść. Postanowiłam usiąść na krześle, przed komputerami, i zagrać w pasjansa, czy coś, żeby pomyśleć i zaskoczyć, zapewne maszerujących tu strażników. Niestety, komputer okazał się kompletnie nie do użytku dla osób nie zarejestrowanych, więc rozwaliłam go, kopiąc w niego. Spodobało mi się to rozwalanie różnych rzeczy z taką łatwością, więc musiałam się powstrzymać żeby niczego jeszcze nie zepsuć.
Strażnicy zaskoczyli mnie jakieś dwie minuty później, gdy kręciłam się na krześle obrotowym któregoś z doktorków.
-Stać! – krzyknął jakiś idiotycznie. Zatrzymałam się i obdarzyłam go spojrzeniem, którym obdarza się największych idiotów na świecie. W powietrzu poczułam jego podniecenie pomieszane ze strachem. Wstałam, podeszłam do niego, poczułam teraz strach jego towarzyszy. Nie zwróciłam na nich uwagi, ale czułam, że jest ich siedmiu. Zdałam sobie sprawę, że sposób w jaki się przy nim znalazłam wcale nie był dla niego tak powolny jak dla mnie. Opanował mnie jakiś rodzaj szału. Powaliłam człowieka na ziemię i już miałam zabrać się za rozdzieranie jego gardła, gdy usłyszałam głos pierwszego mężczyzny, którego usłyszałam odkąd się obudziłam.
- Zostaw go, Six. – miał spokojny głos i nie pachniał strachem, więc go posłuchałam. Obróciłam się i spojrzałam na niego. Był wysoki, ale chudy, miał brązowe oczy i ciemnobrązowe włosy. Nic specjalnego. Obok niego stał drugi mężczyzna, wiedziałam, że to on był w sali razem z tym pierwszym, gdy się przebudziłam. Byli razem podobni, ale drugi był nieco niższy i wyglądał na silniejszego.
Tu nie wiem co miałam na myśli, wybaczcie :D
Tarcza słońca chowającego się za morzem była w odcieniu pastelowej pomarańczy. Ostatnie ciepłe promienie dotarły do bladej skóry Derdekei, która siedziała na jednym z wielu klifów w tej okolicy. Ten był jednak najwyższy i najbardziej stromy. Dziewczynie to nie przeszkadzało jednak w siedzeniu na jego krawędzi. Zwiesiła nagie stopy w dół, nie przejmując się zupełnie, że ma pod sobą pięćdziesiąt metrów przepaści, w której szalało morze rozbijając wielkie fale o skałę. Chłonęła ostatnie promienie słońca, zupełnie jakby to było pożegnanie. Gdy słońce zniknęło za horyzontem, dziewczyna wstała. Wiatr rozwiał jej długie brązowe włosy, a ona rzuciła ostatnie spojrzenie za siebie i ruszyła w kierunku lasu, który graniczył z morzem.
Gdy doszła na małą polankę w środku lasu, było już całkiem ciemno. Wydawało się jednak, że jej to nie przeszkadza. Stanęła bosymi stopami na środku polanki, uspokoiła oddech…
Z jej pleców wystrzeliły ogromne skrzydła, o piórach w srebrzystym kolorze. Derdekea rozprostowała je ostrożnie, poczym wzbiła się w powietrze, by po chwili zniknąć z zasięgu wzroku, zbyt bardzo upodobniając się do jednej z gwiazd.
Cam zerwał się z łóżka. Serce tłukło mu się w piersi jak oszalałe, a łóżko było mokre od potu. Powoli położył się na nim ponownie, pozwalając by puls mu się uspokoił. Nie wiedział co w tym śnie, którego skrawki już zamazywały się w jego pamięci, było tak niesamowitego i jednocześnie strasznego. Zamknął oczy próbując sobie przypomnieć dziewczynę o której śnił. Długie czarne włosy i brązowe oczy. Wzdrygnął się. Jego była.
Wiedział już, że nie zaśnie, więc wstał z łóżka i włączył komputer. Zegarek obok łóżka informował go, że jest godzina 4:38. Westchnął ciężko. Jutro był pierwszy dzień nowego roku szkolnego, a on dla odmiany będzie nie wyspany. Włączając jedną ze swoich strzelanek odgarnął włosy z twarzy. Wkurzały go już, sięgały mu łopatek, a mimo to ich nie ścinał.
Parę godzin później Cam wysiadał z samochodu przed szkołą. Budynek w którym się znajdowała był z początków XIXw, nie odnawiany, wyglądał bardzo ponuro i zaniedbanie. Chłopak przeszedł przez parking i wszedł do szkoły. Pierwszą miał matematykę. Na korytarzu dogonił go jego przyjaciel – Luck.
Imię chłopaka było pewnie zainspirowane cyklem o aniołach - Upadli xD
Mam nadzieję, że mnie nie skrytykujecie aż tak bardzo |D
Endżoj.
Six.
- Czynności życiowe: w normie. Reagowanie na bodźce: ponadprzeciętne. Budowa ciała: w pełni wykształcona. Mózg: w pełni wykształcony.
- Świetnie. Odpompować.
- Odpompowanie.
- To nasze arcydzieło, Frank.
- Wiem. Będzie idealna. Tego oczekiwali.
- Odpompowanie zakończone.
- Jest w dalszym ciągu w stanie hibernacji?
- Potwierdzam.
- Świetnie. Obudzimy ją jutro.
***
Dreszcz który przeszedł po moim całym ciele, obudził mnie. Słyszałam działanie jakiejś aparatury, szum płynu w którym się znajdowałam. Byłam cała połączona z jakimiś rurkami, które bardzo mnie denerwowały. Zwłaszcza ta wepchnięta głęboko do mojego gardła. Moją uwagę od niedogodności odciągnęły głosy.
- Czynności życiowe: w normie. Reagowanie na bodźce: ponadprzeciętne. Budowa ciała: w pełni wykształcona. Mózg: w pełni wykształcony. – mówił automatyczny głos, zapewne komputera. Powtórzył parę razy te informacje i zorientowałam się, że to o mnie mowa. Świetnie, pomyślałam z ironią, jestem w pełni wykształcona.
- Świetnie. Odpompować. – rozkazał komputerowi głos jakiegoś mężczyzny.
- Odpompowanie. – potwierdził głos komputera. Poczułam jak coś w miejscu gdzie się znajdowałam, zaczyna ssać, a ja powoli obniżałam się.
- To nasze arcydzieło, Frank. – usłyszałam trzeci głos, jeszcze innego mężczyzny.
- Wiem. Będzie idealna. Tego oczekiwali. – odpowiedział pierwszy. Nastała krótka cisza, w czasie której zdążyłam osiąść na jakiejś płaskiej powierzchni.
- Odpompowanie zakończone. – poinformował komputer
- Jest w dalszym ciągu w stanie hibernacji? – zapytał drugi mężczyzna.
- Potwierdzam. – usłyszałam znów mechaniczny głos komputera. W myślach wybuchnę łam gromkim śmiechem. Też mi technologia, nawet nie zauważyli że się obudziłam, pomyślałam. Na wszelki wypadek nie zareagowałam w żaden sposób, bezpieczniej było na razie udawać, że mają rację.
- Świetnie. Obudzimy ją jutro. – postanowił drugi mężczyzna. Usłyszałam kroki, rozsuwanie i zasuwanie drzwi. Ciężkich drzwi. W pomieszczeniu zapadła cisza (nie licząc pracy komputera i innych sprzętów), zauważyłam, że światło przygasło. Otworzyłam oczy. To był błąd, poczułam ostry ból głowy, zamknęłam je i ponownie otworzyłam, tym razem sporo wolniej. Przede mną była przezroczysta szyba, a za nią sufit, biały, pomalowany równą warstwą farby. Zaczęłam badać miejsce w którym się znajduję. Było to małe, robione na wymiar, szklane pudełko, które kojarzyło mi się z trumną. Lekko się uniosłam na łokciach, gdy zdałam sobie sprawę, że dalej w gardle mam wielką, plastikową rurę. Czując, jak wszystko w żołądku mi się buntuje, szybko ją wyciągnęłam. Dopiero w tedy się rozejrzałam. Duże, ogromne laboratorium, z mnóstwem aparatury i różnych dziwnych rzeczy o których pojęcia nie miałam. Położyłam się na plecach i próbowałam ruszyć szybę naprzeciw mnie. Nie miała żadnych luk, żadnego miejsca, które wskazywało by, gdzie to dziadostwo się otwiera. Nic. Zirytowana kopnęłam kolanem w szybę. Wyobraźcie sobie moje niezmierne zdziwienie, gdy szyba pękła i zasypała mnie masą odłamków. Zawył alarm. Wystraszyłam się, wyskoczyłam z pudła i pognałam do jedynych drzwi jakie widziałam. Otworzyły się. W myślach nabijałam się z głupoty ludzi. Znalazłam się w jakimś korytarzu, długim, jakby bezkońca. Na podłodze było coś na wzór taśmy, która w chwili obecnej się przemieszczała w moim kierunku. Popatrzałam na to z frustracją, gdy intuicja mówiła mi, że absolutnie najgłupszym pomysłem było by wskoczenie na tą taśmę. Wróciłam do laboratorium. Rozejrzałam się dokładnie, chwyciłam jakiś kitel (w końcu nie będę biegać naga, nie?) i jeszcze raz się rozejrzałam. Nic. KURWA. Nie miałam jak stąd wyjść. Postanowiłam usiąść na krześle, przed komputerami, i zagrać w pasjansa, czy coś, żeby pomyśleć i zaskoczyć, zapewne maszerujących tu strażników. Niestety, komputer okazał się kompletnie nie do użytku dla osób nie zarejestrowanych, więc rozwaliłam go, kopiąc w niego. Spodobało mi się to rozwalanie różnych rzeczy z taką łatwością, więc musiałam się powstrzymać żeby niczego jeszcze nie zepsuć.
Strażnicy zaskoczyli mnie jakieś dwie minuty później, gdy kręciłam się na krześle obrotowym któregoś z doktorków.
-Stać! – krzyknął jakiś idiotycznie. Zatrzymałam się i obdarzyłam go spojrzeniem, którym obdarza się największych idiotów na świecie. W powietrzu poczułam jego podniecenie pomieszane ze strachem. Wstałam, podeszłam do niego, poczułam teraz strach jego towarzyszy. Nie zwróciłam na nich uwagi, ale czułam, że jest ich siedmiu. Zdałam sobie sprawę, że sposób w jaki się przy nim znalazłam wcale nie był dla niego tak powolny jak dla mnie. Opanował mnie jakiś rodzaj szału. Powaliłam człowieka na ziemię i już miałam zabrać się za rozdzieranie jego gardła, gdy usłyszałam głos pierwszego mężczyzny, którego usłyszałam odkąd się obudziłam.
- Zostaw go, Six. – miał spokojny głos i nie pachniał strachem, więc go posłuchałam. Obróciłam się i spojrzałam na niego. Był wysoki, ale chudy, miał brązowe oczy i ciemnobrązowe włosy. Nic specjalnego. Obok niego stał drugi mężczyzna, wiedziałam, że to on był w sali razem z tym pierwszym, gdy się przebudziłam. Byli razem podobni, ale drugi był nieco niższy i wyglądał na silniejszego.
Tu nie wiem co miałam na myśli, wybaczcie :D
Tarcza słońca chowającego się za morzem była w odcieniu pastelowej pomarańczy. Ostatnie ciepłe promienie dotarły do bladej skóry Derdekei, która siedziała na jednym z wielu klifów w tej okolicy. Ten był jednak najwyższy i najbardziej stromy. Dziewczynie to nie przeszkadzało jednak w siedzeniu na jego krawędzi. Zwiesiła nagie stopy w dół, nie przejmując się zupełnie, że ma pod sobą pięćdziesiąt metrów przepaści, w której szalało morze rozbijając wielkie fale o skałę. Chłonęła ostatnie promienie słońca, zupełnie jakby to było pożegnanie. Gdy słońce zniknęło za horyzontem, dziewczyna wstała. Wiatr rozwiał jej długie brązowe włosy, a ona rzuciła ostatnie spojrzenie za siebie i ruszyła w kierunku lasu, który graniczył z morzem.
Gdy doszła na małą polankę w środku lasu, było już całkiem ciemno. Wydawało się jednak, że jej to nie przeszkadza. Stanęła bosymi stopami na środku polanki, uspokoiła oddech…
Z jej pleców wystrzeliły ogromne skrzydła, o piórach w srebrzystym kolorze. Derdekea rozprostowała je ostrożnie, poczym wzbiła się w powietrze, by po chwili zniknąć z zasięgu wzroku, zbyt bardzo upodobniając się do jednej z gwiazd.
Cam zerwał się z łóżka. Serce tłukło mu się w piersi jak oszalałe, a łóżko było mokre od potu. Powoli położył się na nim ponownie, pozwalając by puls mu się uspokoił. Nie wiedział co w tym śnie, którego skrawki już zamazywały się w jego pamięci, było tak niesamowitego i jednocześnie strasznego. Zamknął oczy próbując sobie przypomnieć dziewczynę o której śnił. Długie czarne włosy i brązowe oczy. Wzdrygnął się. Jego była.
Wiedział już, że nie zaśnie, więc wstał z łóżka i włączył komputer. Zegarek obok łóżka informował go, że jest godzina 4:38. Westchnął ciężko. Jutro był pierwszy dzień nowego roku szkolnego, a on dla odmiany będzie nie wyspany. Włączając jedną ze swoich strzelanek odgarnął włosy z twarzy. Wkurzały go już, sięgały mu łopatek, a mimo to ich nie ścinał.
Parę godzin później Cam wysiadał z samochodu przed szkołą. Budynek w którym się znajdowała był z początków XIXw, nie odnawiany, wyglądał bardzo ponuro i zaniedbanie. Chłopak przeszedł przez parking i wszedł do szkoły. Pierwszą miał matematykę. Na korytarzu dogonił go jego przyjaciel – Luck.
Imię chłopaka było pewnie zainspirowane cyklem o aniołach - Upadli xD
Mam nadzieję, że mnie nie skrytykujecie aż tak bardzo |D