: 09 wrz 2016, 20:11

Tytuł: Havemercy
Cykl: Havemercy (1/4)
Autor: Jaida Jones, Danielle Bennett
Język: angielski
Data wydania: 2008
Ilość stron: 388
Opis:
Stolica kraju zwanego Volstov. Ponad stuletnie walki z przylegającym imperium Ke-Han powoli idą ku końcowi. Stworzone przez magów potężne bestie, metalowe smoki wraz ze swymi jeźdźcami, zwanymi Korpusem Smoka (Dragon Corps), przygniatają Ke-Hanów swoją mocą oraz zwinnością. Smoki są jedyną bronią, która może zapewnić Volstovowi zwycięstwo. Niestety, członkowie Korpusu Smoka, w momencie gdy stawiają stopy na ziemi, stają się nieokrzesaną bandą, która wpada z jednych kłopotów w drugie, a czara przelewa się, gdy jeden z nich - Rook - spędza miły wieczór z żoną ambasadora przylegającego państwa. To nie byłoby problemem, gdyby wiedział, że jest żoną ambasadora, a nie zwykłą tawernianą dziwką, której próbował po wszystkim zapłacić. Wybucha skandal, ambasador chce ukarania winnego, który jest jednak asem Korpusu i został wybrany przez najlepszą i najpotężniejszą Havemercy. Dlatego król oddelegowuje młodego ucznia Uniwersytetu, Thoma, by nauczył cały Korpus manier. Co nie będzie zbyt proste.
W międzyczasie margrabia Royston, mag oraz bohater wojenny, wplątuje się w skandal z udziałem następcy tronu tego samego kraju, z którego pochodziła żona ambasadora, i zostaje przymusowo odesłany na wieś, do zamku swojego brata, by tam siedzieć tak długo, aż zostanie ponownie wezwany. Na co nie ma zbyt wielkich nadziei. Na wsi jednak Roystonowi dotrzymuje towarzystwa bystry oraz żądny wiedzy Hal, który dotąd jedynie mógł marzyć o wielkich czynach.
Tymczasem wojna ponownie nabiera tempa - coś złego dzieje się w Korpusie Smoka, Thom odkrywa szokującą tajemnicę, Royston zostaje ponownie powołany do wojska, a Hal, który za nim podąża, nie wie jeszcze, że oto spełnia się jego marzenie o przygodach. Choć w sposób, którego nie do końca by sobie życzył.
Komentarz:
Jestem tu dość nowa, więc pewnie niewielu o tym wie, ale jestem wielką miłośniczką wszelakich relacji nieheteronormatywnych. Przejadły mi się już typowe "[dzielna, niewinna, wrażliwa] ona, spotyka [przystojnego, opryskliwego, tajemniczego] jego i nie wie czy wybrać jego czy [radosnego, miłego, otwartego] innego". Wciąż zdarzają się wyjątki i bardzo cieszę się, gdy udaje mi się takowe znaleźć, jednak nawet wtedy choćby w tle brakuje mi romansów mniej spotykanych. O Havemercy słyszałam już od jakiegoś czasu na tumblru. Steampunkowe smoki, magia, wojna oraz cała masa napięcia między męskimi bohaterami, a także bardzo, bardzo dobry styl, kusiły mnie i kusiły. A jednak zabierałam się do czytania prawie cztery razy.
Dostałam to, czego chciałam, nie mogę zaprzeczyć. Postacie nie są jednowymiarowe, polityka oraz wojna bardzo dobrze opisane, a przede wszystkim całość ma niesamowity klimat.
A jednak te cztery razy się zdarzyły.
Głównym powodem jest język. Mój angielski jest, nieskromnie mówiąc, bardzo dobry, a mimo tego czytało mi się bardzo ciężko. Havemercy ma jednak bardzo dużo momentów pisanych gwarą (POV Rook'a z tego słynie), gdzie indziej z kolei napotykałam całe stado słów, których nie znałam, bo dotychczasowe angielskie teksty, które miałam w łapkach, erudycją nie grzeszyły, a taki Royston nie potrafi mówić/myśleć inaczej jak właśnie za pomocą wielu trudnych i długich słów.
Druga kwestia to ogromnie, ogromniaście długi wstęp. Pierwsze 50% historii strasznie się ciągnie i przynudza. Wątki Hala oraz Roystona są niczym wyjęte z Harlequina, za to Korpus Smoka i Thom przywodzą mi na myśl Przygody Mikołajka w wersji niecenzuralnej. Czytałam e-booka i dopiero, gdy na wyświetlaczu pojawiło mi się 50,1% akcja ruszyła z kopyta. I TO JAK! Męczyłam się z pierwszą połową przez ponad pięć dni, a drugą wciągnęłam w jeden i nie żałuję. Bardzo, bardzo nie żałuję!
Konflikt polityczny został poprowadzony inteligentnie i z klasą. Coś, co nie dawało nam spokoju od początku, nagle nabiera sensu. Zagadki, które gdzieś się tam przewijały, zostają wyjaśnione. Wiele postaci zmienia postępowanie, a inne dostają swoje pięć minut. Pojawiają się także inni - do tego momentu królowała czwórka głównych bohaterów - i historia nabiera kolorytu.
Przede wszystkim muszę pochwalić sceny akcji. Zarówno walka w powietrzu, jak i na ziemi, jest dynamiczna, wciągająca i bez trudu można się poczuć tak, jakby się tam było. Jestem ogromnie ciekawa, czy w dalszych częściach będzie jeszcze więcej walk, bo polityki na pewno.
Romans jest dość... kiepskawy na początku. Jak już wspomniałam, nie jest hetero. Jednak jest przesłodzony i bardzo, bardzo oklepany. Nabiera ciekawych kolorów od momentu, gdy Royston zostaje wezwany z powrotem do stolicy i można z radością pozwolić sobie na poznawanie ich dalszych losów.
Sprawa nieco inaczej ma się z Thomem i Rookiem, którzy mają bardzo, bardzo dużo napięcia seksualnego, ale z... hmmm, przyczyn spoilerowych nie bardzo idą w tym kierunku. Jednak ich relacja jest o wiele bardziej dynamiczna w porównaniu z pierwszą.
I przede wszystkim - wszystkie sceny nie są opisywane jako romantyczne i nie ma w nich lukru, który można znaleźć w tak wielu seriach hetero. Owszem, ktoś tam chodzi z głową w chmurach i się zachwyca, ale nie ma pięciu tysięcy akapitów na ten temat. A już zwłaszcza od połowy, gdy cukierkowość przestaje psuć zęby.
Na szczególną uwagę zasługują postacie. Jak już mówiłam, nie są jednowymiarowe. Royston ma dobre serce, potrafi pięknie mówić, jest bohaterem i jest inteligentny... ale jest też samolubny, narcystyczny oraz humorzasty. Hal jest naiwny i rozciapany jak masło na parapecie w upalny dzień, ale z czasem pokazuje kręgosłup i przede wszystkim rozum, którego potrafi używać i idzie mu to nieźle (choć moim zdaniem to wciąż straszny, męski przykład Mary Sue). Rook to choleryk, agresor i wielka chodząca wada, ale kocha Havemercy całym swoim sercem i potrafi zachowywać się jak człowiek (wiem, niewielkie wymagania xD). Thom z kolei nie ma wielkiego przebicia, ale przyparty do muru walczy jak szalony i nie umie odpuścić.
Cała czwórka jest stawiana w różnych - często ekstremalnych - sytuacjach i ich reakcje są interesujące, a przy tym konsekwentne w stosunku do poprzednich reakcji i charakterów.
Podsumowanie:
Początek boli, wchodzi ciężko, ale jak się przez to przebrnie, to naprawdę warto. Wartka akcja, bardzo dobry styl, ciekawe postacie, spora dawka dobrze poprowadzonego napięcia między bohaterami, niesamowity konflikt polityczno-wojenny i STEAMPUNKOWE SMOKI, KTÓRE PRZEKLINAJĄ JAK MARYNARZ!!!
Kocham Havemercy - zarówno smoka, jak i książkę - i zamierzam sięgnąć po dalsze części.