hlukaszuk pisze:Jestem świeżo po lekturze. Do końca nie wiem czy Bayou Moon podobało mi się bardziej czy Fate's Edge. Po prostu nie jestem obiektywna kiedy bohaterem jest ktoś kto wychowywał się w zamknięciu (Will) a Moczary były świetne. W trzeciej części mamy standardowo nową parę. Znany wszystkim z drugiej części Kadlar Mar i jego "kopia" w spódnicy Audrey Callahan.
Zgadzam się jak najbardziej!

Ta część wymiata tak samo, jak poprzednia.
Po pierwsze - niesamowicie podobają mi się nawiązania do poprzednich części. To, że możemy w tej najnowszej spotkać starych bohaterów. Czasami spojrzenie oczami innej postaci na drugą (na przykład to, jak Audrey podsumowała Cerise i Williama) jest zabawą samą w sobie.
Rodzina Mar - śmietanka sama w sobie. Mogłabym czytać kolejne części, w których główne skrzypce graliby następni kuzyni, bracia czy siostry i podejrzewam, że bawiłabym się tak samo świetnie, jak z Cerise czy Kaldarem. Jest to bardzo dobrze przemyślany i rozwinięty wątek. Niby szczury z Moczarów to biedacy, którzy nie mają nic poza sobą, ale gdy dojdzie co do czego, wychodzi nam z worka zbiór indywiduów z niesamowitymi mocami, możliwościami i charakterkami.
George i Jack.
Ich wątek wciąż jest przeplatany z głównym, wciąż wspominany, lecz dla mnie to trochę za mało. Chciałabym, żeby dostali pierwszoplanowe role, ale to już tylko takie moje biadolenie. Chłopcy są naprawdę niesamowici. To jak się zmieniają z biegiem tych wszystkich lat (jeśli dobrze skojarzyłam, każda następna historia ma miejsce dwa lata po poprzedniej); dorośleją i rozwijają swoje talenty.
A skoro o talentach mowa - magia Kaldara jest jedną z tych, które najbardziej mnie zafascynowały. To oraz sprytny sposób, jak za pomocą małych zakładów Kaldar już na starcie kładzie na łopatki swoich przeciwników.
Poza tym Kaldar - Richard, wypisz wymaluj George - Jack. Nie wiem czy Ilona zrobiła to specjalnie i jeszcze nie jestem do końca pewna, czy mi się to podoba. W końcu nie każda braterska relacja jest taka sama.