Miecz i kwiaty, t.1
Marcin Mortka
data wydania: 2010-05-28
ISBN-13: 978-83-7574-201-5
wymiary: 125 x 195
strony: 472
seria: fantastyczna fabryka
Opis:
Przed śmiałkami z chrześcijańskiej Europy jeden cel – Ziemia Święta
Mówią: w Ziemi Świętej klejnotów tyle, co kamieni. Powiadają też: wbity w ziemię miecz krzyżowca aniołowie pokrywają kwiatami róż. Młody Gaston de Baideaux pragnie w to wierzyć tym goręcej, że na krucjatę nie ciągnie go żądza sławy, bogactwa ani przygód – to jego pokuta.
Tymczasem w Ziemi Świętej nie ma aniołów, kwitnie zaś rozpusta, sodomia, chciwość oraz intrygi. Tu nawet diabeł bywa bardziej ludzki od niejednego z tych, co mienią się rycerzami Chrystusa. Gaston na to nie zważa. Póki cel przed nim, a obok przyjaciele. Naiwny młodzieniec kuszony przez piękną hrabiankę i nawiedzany przez upiory przeszłości, musi stawić czoła swemu przeznaczeniu. To nie tylko droga do zdobycia pasa rycerskiego. To misja poznania samego siebie i odszukania zaginionego brata.
Coś ode mnie:
Powieść Marcina Mortki „Miecz i kwiaty” jest moim pierwszym zetknięciem z tym autorem i moim pierwszym spotkaniem z historycznym fantasy. Tak naprawdę nie wiedziałam, czego się spodziewać, bo zazwyczaj nie czytam opinii, a tym razem również nie traciłam czasu na ich szukanie. Ciekawiło mnie, w jaki sposób autor połączy ową fantastykę z historią i to historią nie byle jaką. Akcja toczy się bowiem na tle wypraw krzyżowych w Ziemi Świętej. Średniowiecze nie było nigdy moją ulubioną epoką, jakoś niespecjalnie docierała do mnie idea ascetyzmu, tego całego umartwiania się i wojen w imię Boga o nawrócenie pogan. Marcin Mortka jednak tak umiejętnie opisuje świat, że tło historyczne nie było dla mnie tak istotne, nie było wyidealizowane i uduchowione, a było realistyczne, dlatego nie przeszkadzało mi w odbiorze powieści. Było to coś, czego się nie spodziewałam, podobnie, jak główny bohater, którego poglądy na temat Ziemi Świętej i wypraw krzyżowych starły się z brutalna rzeczywistości ówczesnego świata. Nie mamy tu do czynienia z patetycznym opisem legendarnych świętych i rycerzy czystego serca, za to dostajemy realny opis, a więc brutalność, zabijanie, rozpustę i coś, co nie ma nic wspólnego z religią, a jedynie wzbogaceniem się płynącym z okradania zwłok, co trochę odczarowało moje myślenie o tej książce. Z początku na kartach powieści trudno było mi się doszukać elementów fantastyki, bo Diabeł przemawiający do jednego z bohaterów to dla mnie trochę mało. Jednak stopniowo, wraz z rozwojem wydarzeń, znajdujemy coraz więcej fantastycznych elementów, które są tak dobrze wprawione w akcję, że sprawiają wrażenie jakby tak faktycznie miały miejsce podczas krucjat. A mnie, swoją płynnością granic, momentami przywodziły na myśl baśnie.
Z początku książka średnio mi się podobała, jednak po kilkunastu stronach akcja rozkręciła się. Książka wciągnęła mnie tak bardzo, że nie mogłam się od niej oderwać. Nie wiem, czy było to spowodowane fabułą - rozwojem wydarzeń, nowymi intrygami - czy stylem pisarskim. Język wydawał mi się bardzo przystępny. Nie był przesadnie archiwizowany, ani zbyt nowoczesny. Miałam wrażenie, że właśnie w taki sposób mogliby się porozumiewać średniowieczni rycerze. Wydarzenia opisywane w książce, dotyczą „mikroświata” głównego bohatera, Gastona de Baideaux. Płynnie przechodziłam od faktu do faktu. Byłam tam, gdzie w danym momencie znajdował się główny bohater, przeżywałam to, co aktualnie było jego zmartwieniem, czytałam o tym, co dotyczyło bezpośrednio jego osoby. A Gaston to młody, pełny idealistycznych wyobrażeń o rycerzach, chłopak, który w bardzo szybkim czasie musi odnaleźć się w zastanej rzeczywistości, która niestety odbiega od tego sielankowego obrazu. Ten młody, niedoświadczony chłopak, targany licznymi wątpliwościami, złym ulokowaniem uczuć, czy też młodzieńczym zauroczeniem i wyrzutami sumienia, na oczach czytelnika mężnieje i staje się prawdziwym rycerzem. Odnajduje siebie. I daje się lubić, bo jest przy tym realny. Także inne postacie są niebanalne i dobrze wykreowane, wyraziste i co najważniejsze, nie są nudne. Polubiłam także Vittorio i jego specyficzne acz humorystyczne podejście do inwestycji, które czyni zawsze i wszędzie, kiedy tylko jest to dla niego opłacalne, a nie raz sprowadza na niego kłopoty. Historyczne postacie mieszają się z fikcyjnymi, tworząc spójny obraz.
Elementy fantastyczne świetnie zgrywają się z średniowiecznym tłem. Delikatne podszepty Diabła, jego pozorna łagodność i dyskretne kuszenie współgrają z przedstawionym światem i sposobem bycia kuszonych. W niektórych momentach Diabeł pomaga, co jest dość dziwne dla bohatera typowo złego. Czasem jednak mamy do czynienia z prawdziwym Złym. Czary skrywane pod osłoną nocy, magia wśród zapomnianych ruin, a wreszcie wilkołak, który nie ma nic wspólnego z fazami księżyca, to z pewnością plusy tej książki.
Książka nie ma zagmatwanej fabuły, ale nie jest też nudna, pozostawia pytania bez odpowiedzi. Ciekawi mnie jak potoczą się dalsze losy bohatera, bo mam wrażenie, że 1 tom to wstęp do czegoś większego, przynajmniej takie wrażenie miałam czytając zakończenie. Mam nadzieję, że się nie rozczaruję.
A swoja drogą, chyba wiem, co miał na myśli
keram pisząc, że chce przekonać dziewczyny do dzieł MM. Chyba miał na myśli tematykę, taką hmm dla facetów. To w końcu oni zazwyczaj chcą zostać rycerzami i robić mieczem, albo piratami i dokonywać podbojów na morzach ;)