[Wysłany: 2014-08-30, 19:46]
Tytuł: Korona w mroku
Autor: Sarah J. Maas
Tytuł oryginału: Crown of Midnight
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 2 kwietnia 2014
ISBN: 9788377479902
Liczba stron: 495
Opis:
Po roku ciężkiej pracy w kopalni soli osiemnastoletnia Celaena Sardothien zdobywa pozycję królewskiej zabójczyni. Nie jest jednak lojalna względem tronu, choć ukrywa ten sekret nawet przed najbliższymi przyjaciółmi.
Nie jest jej łatwo utrzymać tę tajemnicę, zwłaszcza gdy król zleca jej zadanie, które może zniweczyć jej plany. Na domiar złego na horyzoncie majaczą groźne siły, które mogą zniszczyć cały świat i zmuszają Celaenę do dokonania wyboru. Względem kogo okaże się lojalna i dla kogo zechce walczyć?
Komentarz:
Uwaga, nieoznaczone delikatne spoilery, dotyczące tego, co się wydarzy, ale nie wymieniające tego wprost – konkrety są oznaczone.
Przeczytałam kontynuację Szklanego tronu, „Koronę w mroku”. Nie mam pojęcia, co myśleć. Czuję się przeżuta i wypluta przez tę powieść. Namieszała mi w głowie poprzez odkrycie tylu rzeczy, które wcześniej były w ogóle nie do pomyślenia – autorka po prostu wodzi czytelnika za nos, pozwala mu wierzyć w to, co myśli Celaena, bo wydaje się, jakby to była prawda, pewniak, a potem wszystko się zmienia i wychodzi na to, że bohaterka kłamała nam w żywe oczy, a przynajmniej zataiła, można by powiedzieć, rewolucyjne wiadomości – takie które zmieniają zupełnie sposób patrzenia na tę pozycję. Mam w głowie kompletny bałagan – w którymś momencie wydarzenia tak przyspieszyły, że trudno było mi zdecydować, czy to ze mną jest coś nie tak i nie mogę nadążyć z dostosowaniem się do nowej sytuacji i nowych faktów, czy to książka ma jakiś problem i coś w niej nie pasuje. Miewałam wrażenie, że coś tam nie gra, węszyłam jakieś nieścisłości, ale teraz nie mam już pojęcia, czy one są tam faktycznie, czy było to spowodowane zagraniami autorki, które miały mnie zmylić. Zapewne to drugie, ale nie mam pewności. A całkiem sporo tu podchodów i sztuczek pani Maas, które być może są sztuczkami nieumyślnymi, ale ostatecznie wyglądają na całości bardzo dobrze – bardzo wiele zagadek można było spokojnie, bez większych trudności rozwiązać, choć bohaterka głowiła się nad nimi dniami i nie wiedziała, o co tam chodzi – część tajemnic tak jawnie ukryta, tak łatwa do zgadnięcia, że późniejsze bomby, zrzucane przez autorkę na czytelnika, których nijak nie można przywidzieć, były jeszcze większym zaskoczeniem. Nie narzekam na takie rozegranie, gdyż obawiam się, że gdyby wszystko było tak zaskakujące i trudne do zgadnięcia, okazałoby się, że jest tego za dużo, nastąpiłoby przeładowanie elementami zaskoczenia. [spoiler]Chociażby zagadka o ukrytych kluczach Wyrda. Oczywiste było, że jeden z kluczy znajduje się w koronie królowej – wyraźnie zostało to napisane w wierszu, który miał do nich doprowadzić – nawet nie trzeba było dopowiadać o tym, że w tym fragmencie utworu chodzi o to, że w tej sali wszystko jest na odwrót, że to, co powinno być ukryte, jest tam odkryte. Jasne, nie wiadomo, co tam zostało schowane, ale dowiedzenie się gdzie się to znajduje, nie było najmniejszym problemem, ale Celaena narzekała, jak to zagadka jest bezsensowna, i sporo czasu straciła na dojście do tego, iż powinna sprawdzić czoło królowej.
Podobnie z mieczem i dziurą w ścianie, w miejscu gdzie nasza bohaterka miała odkryć wspomniany wiersz – tam też w którymś momencie już było jasne, że chodzi o miecz, a nasza bohaterka latała z nim po mieście i nie mogła sobie uzmysłowić, że to on jest rozwiązaniem.[/spoiler]
Wspomniałam o szybkiej akcji, ale to mało powiedziane – pod koniec powieści wydarzenia toczyły się w zawrotnym tempie, a dodając do tego fakt, że co chwila odsłaniały się nowe tajemnice, trudno było cokolwiek przewidzieć i za tym wszystkim nadążyć. Zanim sobie przyswoiłam jedną rzecz, jedno zaskoczenie, akcja dalej gnała na łeb, na szyję, odkrywając kolejne zaskoczenia. I wciągnęła, fabuła porwała mnie niemal od samego początku, który to początek był dość niepozorny. Wydawało się, że mamy tam do czynienia z kolejną książką o zabójczyni, która będzie wykonywała lub nie rozkazy króla i będzie starała się od niego uwolnić lub w jakiś sposób mu przeszkodzić. Nie spodziewałam się jednak, że zaczną tu wkraczać tak poważne siły. [spoiler]Możliwe, że przemknęło mi przez myśl, że to Celaena jest tą podobno nadal żyjącą dziedziczką tronu Terrasenu, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że kryje takie tajemnice jak dziedzictwo Fae i fakt, że gdy jest otoczona magią, może zmieniać postać. Wydawała się przecież zwykłą dziewczyną; morderczą, ale niemagiczną – a tu się okazuje, że posada potężne dziedzictwo, które może wiele namieszać w kolejnych tomach. Szczerze to nie jestem pewna, jak się z tym czuję – obawiam się tego, że autorka może nie udźwignąć takiego tematu, poza tym poprzedni obraz sytuacji bardzo mi się podobał i nie jestem pewna, czy zmiany nie są zbyt drastyczne. Teraz już nie mamy serii o zabójczyni, ale o walce z bezwzględnym władcą o wolność.[/spoiler] Kto by pomyślał, że autorka chce poprowadzić tak szeroko zakrojoną fabułę. Po przeczytaniu opowiadań, których akcja dzieje się przed pierwszym tomem (ostatniego jeszcze nie przeczytałam, co było błędem, ponieważ autorka bardzo często te wydarzenia tu wspomina i nie dość, że ostro zaspoilerowała opowiadanie, to jeszcze odnosi się do niego, co nieco przeszkadza w pełni to zobaczyć, skoro nie czytałam „Zabójczyni i Imperium”), nie wpadłoby mi do głowy, że Sarah Maas może się porwać na tak wiele. Owszem, były w „Szklanym tronie” i opowiadaniach poważne wydarzenia, ale poważne dla samej bohaterki, a nie dla całych narodów – były wielkie, ale nie mieszała się do tego magia – po prostu źli ludzie, którym trzeba dać w zęby.
Wspomnieć też warto, że podobało mi się odejście – przynajmniej chwilowe – od wymogu młodzieżówki, brzmiącego „ona musi mieć faceta”. Tu trójkąt zupełnie nam się rozsypał. Z początku sądziłam, że autorka wskrzesi nam Sama i on będzie mieszał w relacjach Chaola i Celaeny, i może jeszcze Doriana. Ale autorka nie podążyła w tym kierunku – na szczęście. Ona pokłóciła bohaterów (w sumie wściekłość na Chaola za sprawę z Nehemią była dla mnie mocno przesadzona, ale niech będzie, że trzeba od czegoś wyjść) do takiego stopnia, że w którymś momencie nie było wiadome, czy nie rozwinie się z tego jakiś naprawdę poważny konflikt, od którego nie ma odwrotu. Do tego jeszcze tak namieszała, że bohaterowie swoimi decyzjami sami się pogrążają i działają na swoją własną niekorzyść, ze względu na brak pełnej informacji, która uniemożliwia dokładne określenie konsekwencji. Tu by się w sumie przydało trochę zwykłej, otwartej rozmowy, ale rozumiem, że Celaena nie jest osobą, która się odkrywa, i co ważniejsze nie powinna taką być, biorąc pod uwagę jej tajemnice. W ogóle Celaena jest strasznie skomplikowaną postacią, która nosi na sobie wiele warstw – z jednej strony pokazała się jako zabójczyni, a z drugiej – głównie w poprzedniej części – zaprezentowała swoją delikatniejszą, młodzieżową część, a pod tym wszystkim jest jeszcze głęboko ukryta tajemnica dziedzictwa, która objawia się trochę w momentach furii.
Jestem pod wrażeniem. Nieczęsto to mówię, ale w przypadku „Korony w mroku” na tę chwilę to prawda. Może gdy ochłonę trochę mi się pozmienia, ale w tym momencie nadal mam mętlik w głowie i jeszcze lecę na fali emocji, które spowodowała ta powieść. No co tu dużo mówić, polecam.
hlukaszuk pisze:Ciekawe kiedy autorka go napisze.
Trzeci tom wyjdzie w oryginale za 3 dni, drugiego września. A przynajmniej tak twierdzi Goodreads.
______________________________________________
EDIT: (26.09.2014)
The Assassin and the Empire
Bardzo narzekałam przy okazji „Korony w mroku”, że nie przeczytałam tego ostatniego z opowiadań. Teraz w sumie nie jestem pewna, czy miało to jakieś znaczenie – mamy tu potwierdzenie, że Sam naprawdę odszedł i już nie powróci, dowiadujemy się, co dokładnie się z nim stało, ale mniej więcej to samo zostało napisane we właściwej serii, a do tego mamy coś dodatkowego – wskazanie winnego i jego motywacji, którą Celaena pewnie dopiero odkryje w trójce, o ile w ogóle. Trochę spoilerów do opka zostało w „Koronie…” wspomnianych, ale w sumie można się spodziewać kto, kogo, gdzie i dlaczego. Teraz więc stwierdzam, że w sumie obojętne, w jakiej kolejności się to przeczyta.
Co do samego opowiadania, to podobało mi się. Szybko się czytało, było ciekawe i sprawiło, że chętnie zapoznałabym się z czymś jeszcze o Samie – niby taki zwykły, idealny przystojniak, który doskonale nadaje się na postać, za którą może tęsknić nasza zabójczyni, a z drugiej bardzo fajnie to wszystko grało (jego cierpliwość i zrozumienie dla zabójczyni są niewiarygodne). Ciekawe też było to, jak udawało mi się ją znosić, kiedy była ona tak bardzo rozpuszczona, nawykła do luksusów i niepotrafiąca ich sobie odmówić. Interesujące było również zobaczenie Celaeny przed Endovier i porównanie, jak zmieniła się w obozie. W skrócie: polecam.
Tom trzeci, „Heir of Fire”, wyszedł na początku września – ciekawe, kiedy pojawi się po polsku. Już nie mogę się go doczekać.

[spoiler]Lost and broken, Celaena Sardothien’s only thought is to avenge the savage death of her dearest friend: as the King of Adarlan’s Assassin, she is bound to serve this tyrant, but he will pay for what he did. Any hope Celaena has of destroying the king lies in answers to be found in Wendlyn. Sacrificing his future, Chaol, the Captain of the King’s Guard, has sent Celaena there to protect her, but her darkest demons lay in that same place. If she can overcome them, she will be Adarlan’s biggest threat – and his own toughest enemy.
While Celaena learns of her true destiny, and the eyes of Erilea are on Wendlyn, a brutal and beastly force is preparing to take to the skies. Will Celaena find the strength not only to win her own battles, but to fight a war that could pit her loyalties to her own people against those she has grown to love?[/spoiler]